Brak produktów

Wartość produktów: 0,00 zł
Realizuj zamówienie

Produkt dodany do koszyka!

Ilość:
Razem:

Produktów w koszyku: 0. Jest 1 produkt w Twoim koszyku.

Wartość koszyka:

W swojej książce koncentruję się tylko na wątkach piłkarskich – Leszek Orłowski opowiada o książce Barca. Złota Dekada

W swojej książce koncentruję się tylko na wątkach piłkarskich – Leszek Orłowski opowiada o książce Barca. Złota Dekada

Jakub Balcerski: Co sprawiło, że Barcelona jest największą drużyną ostatniej dekady?

Leszek Orłowski: Przede wszystkim zachwyca stylem gry. Oczywiście wynikami, które są jego konsekwencją też, ale gdyby wygrywała, prezentując inny rodzaj futbolu, to nie uzyskałaby tak dużej popularności. Ponadto Barcelona jest, jak sama o sobie mówi, „Dumą Katalonii”, więc reprezentuje coś więcej niż samą siebie – jest czymś więcej niż klubem, o czym mówi kolejna klubowa dewiza. Jest w pewnym sensie realizacją ambicji całej Katalonii.

JB: Największy potencjał ofensywy Barcy był chyba zawsze obecny w tercetach. Najpierw Messi, Eto’o i Ronaldinho, następnie Messi, Villa i Pedro (MVP), aż do dzisiejszego tria MSN – Messi, Suarez, Neymar. Który z nich najbardziej przypadł Panu do gustu?

LO: Myślę, że tercet MSN składa się z gwiazd największego formatu. Poprzednie nie miały chyba aż tak wielkiej jakości piłkarskiej. Można polemizować, bo współpraca Messiego, Eto’o i Ronaldinho może się wydawać lepsza. Ale mnie wydaje się, że nie. Messi, grając z tymi piłkarzami, nie był tym Messim, którym jest dzisiaj. Może to jest rzecz, która czyni różnicę i przesądza sprawę na korzyść obecnego tria. Bo jest ono na pewno najlepiej zgrane na boisku i poza nim, co po prostu widać po jego członkach. W innych ustawieniach w każdym z zawodników było sporo osobistych ambicji, które sprawiały, że na boisku nie było tak dobrze, jak mogłoby być. To sprawiało, że często były podporządkowane pod jednego zawodnika – dwóch partnerów pracowało tylko na Leo Messiego. Każdy z tych tercetów jest inny, a siła Blaugrany opiera się na nich z prostego względu – zawsze wychodzą ustawieniem 1-4-3-3. Stąd w ataku jest miejsce dla trzech napastników i stało się to znakiem rozpoznawczym tego klubu.

JB: Co jest największym symbolem Barcy? Cules, może stadion Camp Nou, który teraz będzie modernizowany? Na co pan zwraca uwagę, gdy odwiedza Pan obiekt w stolicy Katalonii?

LO: Pamiętam swoje pierwsze uczucie z Camp Nou. Stadion wygląda niepozornie z zewnątrz, ale gdy wysiada się z windy na najwyższym poziomie, gdzie ulokowane są miejsca dla komentatorów, nagle staje się twarzą w twarz z ogromem tego miejsca. Jego piękno jest uderzające. To jest chwila, którą zawsze przeżywamy bardzo mocno – moment wyjścia z wind i spojrzenia na roztaczający się przede nami obraz trybuny z napisem „Mes que un club”. To jest coś niesamowitego, co warto polecić każdemu odwiedzającemu Barcelonę. Symbolem klubu są chyba jednak wielcy piłkarze. Oczywiście te barwy – Blaugrana, które kibice bardzo szanują, podobnie jak stadion, chyba bardziej niż ktokolwiek inny swój – są niezwykle ważne, ale ta sztafeta gwiazd, która co sezon cieszy oczy kibiców, poczynając w zasadzie od Ladislao Kubali, a skończywszy na Messim.

JB: Czym różni się Pana książka od innych, które już o Barcie powstały? Pamiętam książkę Grahama Huntera „Za kulisami najlepszej drużyny świata”, która opowiadała o nieco krótszym dla Barcelony okresie – tym za Josepa Guardioli. U Pana jest chyba inaczej?

LO: Zajmuję się przede wszystkim analizą przyczyn sukcesów Barcelony, a także niepowodzeń, które także miały w tej „złotej dekadzie” miejsce. Koncentruję się tylko na sprawach piłkarskich. Może książka wyróżnia się tym, że nie mam ambicji, aby zawrzeć w niej jakiś szerszy przekaz kulturowy, by sięgnąć głębiej. Oczywiście sięgam głęboko, ale tylko w sprawach mających swoje ujście na boisku, wpływających na styl gry Blaugrany, na jej piłkarzy. Jest to po prostu analiza procesu tworzenia najlepszej drużyny na świecie na początku XXI wieku i utrzymywania jej przy życiu, co jest trudniejsze w zgodzie z powiedzeniem: „łatwiej jest na szczyt wejść, niż się na nim utrzymywać”. Takiej książki osobiście nie spotkałem, dlatego poważyłem się na takie dzieło, pomijając wiele interesujących spraw dotyczących choćby marketingu związanego z Barceloną, tworzącego jej międzynarodowy wizerunek. O tym w tej książce nic nie ma. Jej tematem jest tylko futbol, boisko i to, co wypływa na wydarzenia, które się na nim dzieją.

JB: Przejdźmy do bieżącej sytuacji w La Liga – wiem, że ciężko ocenić na początku sezonu, ale większy pomysł na drużynę, wprowadzający świeżość, ma Luis Enrique czy Zinedine Zidane?

LO: Myślę, że obaj są do siebie podobni. Nie są filozofami, myślicielami, tylko pragmatykami, którzy wiedzą, że trzeba zachowywać dobre relacje z piłkarzami, żeby odnosić sukcesy. Ale z drugiej strony, że trzeba także jasno zaznaczyć granicę kompetencji, której piłkarze już nie przekraczają – że to i to należy już tylko do trenera. O żadnym z nich nie powie się w przeszłości, że był wizjonerem, który wprowadził do futbolu coś nowego. Natomiast są to wybitni warsztatowcy, którzy warsztat rozumieją nie tylko jako tworzenie koncepcji taktycznych, ale przede wszystkim umiejętność prowadzenia grupy ludzi.

JB: Zapytam o Pana działalność komentatorską: trudniejszy do skomentowania jest dla Pana mecz lig, których na co dzień się nie śledzi, na przykład drużyn z ligi niemieckiej i portugalskiej, czy El Clasico? To da się porównać czy są to jednak dwa różne światy?

LO: Przygotowywanie się do każdego meczu wygląda tak samo. Siedzi się godzinami przed komputerem czy gazetami lub innymi źródłami i wynotowuje wszystko, co może być przydatne podczas transmisji z takiego meczu. Natomiast różnica polega na tym, czego się szuka przy danym meczu. Komentując El Clasico, już nikt nie opowiada o dzieciństwie danego piłkarza, nawet jeśli coś było w nim interesującego, bo wszyscy te historie już dawno znają. Trzeba się koncentrować na innych rzeczach, na tym, co ostatnio wydarzyło się w życiu danego zawodnika, czy na ich wypowiedziach. Komentując mecz drużyn, które rzadziej bywają na telewizyjnej antenie, można sobie pozwolić na więcej anegdot i sięgania głębiej w przeszłość piłkarzy. Inaczej się je komentuje, na co innego zwraca uwagę. Podczas „Klasyku”, mimo że tych ciekawostek jest przecież dużo, to po pierwsze wszystko zostało już praktycznie powiedziane, a po drugie wydarzenia boiskowe są zazwyczaj tak fascynujące, że na dygresje zostaje mało czasu. Czasami jakieś dwie, trzy opowiastki zmieszczą się w trakcie takiego meczu, ale trzeba poświęcać więcej czasu analizie taktycznej tego, co się dzieje, bo to przecież rzecz ciekawa – futbol na najwyższym poziomie i trzeba się nim delektować. Zadaniem komentatora jest także pomoc w zrozumieniu, co się na boisku dzieje. Mecz oglądają kibice, ale też ludzie, którzy nieco rzadziej zasiadają przed telewizorem. W meczach drużyn z innych krajów o taktykach często nie ma co się dużo rozwodzić – koń jest taki, jak się widzi. Wtedy warto poszukać ciekawostek i zacząć je opowiadać.

JB: Jeszcze zastanawia mnie kwestia Pana przyszłości. Rozumiem, że nadal będzie Pan komentował w Canal+ oraz pisał dla tygodnika „Piłka Nożna”. A co jeśli chodzi o książki? Dopiero co wyszła „Barca”, ale czy myśli Pan o kolejnym projekcie?
LO: Nie ukrywam, że planuję drugą książkę – mam już dla niej tytuł i problematykę. Chciałbym napisać o Realu Madryt i o losach tego klubu w XXI wieku. Nie mam jeszcze podpisanej umowy na jej wydanie i nie zacząłem jeszcze pisać, ale jestem w fazie intensywnego zbierania materiału i mam nadzieję, że te plany uda się zrealizować.

Książką do kupienia w internetowej księgarni sportowej www.labotiga.pl

Autor: Jakub Balcerski, RadioGol.pl