Brak produktów

Wartość produktów: 0,00 zł
Realizuj zamówienie

Produkt dodany do koszyka!

Ilość:
Razem:

Produktów w koszyku: 0. Jest 1 produkt w Twoim koszyku.

Wartość koszyka:

Andrzej Gomołysek: Czy włoska piłka to nadal catenaccio oraz „piłkarskie szachy?

Andrzej Gomołysek: Czy włoska piłka to nadal catenaccio oraz „piłkarskie szachy?

Mało porywający z punktu widzenia bezstronnego obserwatora mecz, gdy obie drużyny skrupulatnie realizują założenia taktyczne, często określany jest mianem „typowo włoskiego". Futbol z Półwyspu Apenińskiego często też kojarzy się jednoznacznie z catenaccio oraz „piłkarskimi szachami", nawet jeśli nowsze, znacznie bardziej otwarte podejście włoskich drużyn do sposobu gry w piłkę zdołało nieco przełamać ten stereotyp. Michael Cox pokazuje jednak że zmiana stylistyczna w kierunku bardziej różnorodnej piłki zaczęła się już pod koniec ubiegłego wieku.

 

Był to czas, kiedy kluby włoskie były bajecznie bogate, dzięki (niekoniecznie uczciwie zdobytym) pieniądzom ich właścicieli. Do Italii hurtowo skupowano najlepszych graczy świata, a w gronie faworytów do zdobycia tytułu w lidze wymieniano nawet siedem klubów. Aspekt taktyczny pozostał, jednak przy takim nagromadzeniu talentów w jednym miejscu i czasie ciężko było określać włoski futbol mianem nudnego. Do Serie A trafiła większość Ajaksu, który dwa lata z rzędu grał w finale Ligi Mistrzów, a w latach 90. grające w niej kluby ośmiokrotnie biły rekord najwyższego transferowego odstępnego. W końcówce dekady liga włoska była nie tylko najbardziej taktyczna, grali w niej też najlepsi zawodnicy.

 

Co zaskakujące, przełożyło to tylko na jeden triumf włoskich drużyn w Lidze Mistrzów w drugiej połowie lat 90. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że Juventus grał w tym czasie w finale trzy razy z rzędu, z kolei w Pucharze UEFA w ciągu dekady tylko raz włoska drużyna nie dotarła do tego etapu rozgrywek. Do osiągnięcia takich wyników sam talent zawodników byłby niewystarczający. Włoscy trenerzy w tym czasie kładli duży nacisk na wszechstronność w wyszkoleniu zawodników.

Dawało to znacznie większe pole do taktycznych manewrów, niż w przypadku drużyn z innych krajów. Kontuzja lewego obrońcy? Przecież środkowy równie dobrze wie, co zrobić na tej pozycji. Pauzujący za kartki stoper? Przesuńmy do obrony defensywnego pomocnika. Możliwość podejmowania takich działań bez obniżania jakości gry pozwalała nie tylko na swobodne dopasowywanie składu pod rywala, ale i dopasowywanie się do sytuacji w trakcie meczu.

 

Zmysł włoskich trenerów do taktycznego majsterkowania szlifował się w elitarnej szkole trenerów – Coverciano. Rewolucyjne było to, że nie nauczano w niej gotowych rozwiązań. Przedstawiano raczej możliwości, na podstawie których każdy z uczniów mógł kształtować własną filozofię. Prowadziło to większej niż w innych krajach różnorodności w grze. W kraju, gdzie wcześniej ścierali się zwolennicy i przeciwnicy Sacchiego i jego 4-4-2 z pressingiem i kryciem strefą, zaczęto odkrywać nowe możliwości.

Zakorzeniony we włoskiej kulturze trequartista, czyli grający za dwójką napastników ofensywnie usposobiony rozgrywający, zaczął tracić na znaczeniu wraz ze wzrostem popularności systemów z dwójką napastników, jednak część trenerów nie chciała rezygnować z trzeciego zawodnika w ataku, wkomponowując go w ustawienia bliższe 4-3-3. Do legendy przeszedł przede wszystkim Zdeněk Zeman, który zadał kłam twierdzeniu, że włoska piłka musi być wyrachowana i defensywna, grając z trzema środkowymi napastnikami i ultraofensywnie usposobionymi bocznymi obrońcami. Ale nie był jedyny. Alberto Zaccheroni dla możliwości gry trójką napastników poświęcił jednego z obrońców, wykorzystując 3-4-3.

 

Choć w większości klubów trójka obrońców pozostawała standardem, wiek zakończył się ligowym triumfem Lazio, grającym w 4-4-2. Można by to uznać za kolejny przykład włoskiej elastyczności i skłonności do innowacji, jednak za tym ustawieniem stał przybysz z zagranicy, skądinąd jedyny w gronie trenerów siedmiu najbogatszych klubów, Sven-Göran Eriksson, któremu bliżej było do sposobu gry Sacchiego. Z ustawieniem z czwórką obrońców grywał już wcześniej Cesare Maldini, prowadząc Włochów na MŚ w 1998 roku, jednakże tam jeden z obrońców zazwyczaj był ustawiony głębiej, niż jego koledzy z formacji.

Czterema defensorami w linii grywał też na drodze do finału Euro 2000 Dino Zoff, lecz dominacja gry z trzema obrońcami w Serie A skłoniła go do powrócenia do ówczesnej włoskiej specjalności. Na obu turniejach Włosi kończyli swój udział na meczu z Francją, triumfatorami imprez. Fakt, że i na Mistrzostwach Świata i na Euro w składzie Francuzów znaczącą pozycję mieli gracze Serie A to kolejny dowód na dominację włoskiej piłki w tamtych czasach.

 

Tekst przygotował: Andrzej Gomołysek

Więcej dowiesz się z książki sportowej "Gegenpressing i tiki-taka. Jak rodził się nowoczesny europejski futbol" klikająć TUTAJ.

 

 

Skomentuj ten wpis

* Imię
* Email (nie publikowany)
* Komentarz
Przepisz kod