Brak produktów

Wartość produktów: 0,00 zł
Realizuj zamówienie

Produkt dodany do koszyka!

Ilość:
Razem:

Produktów w koszyku: 0. Jest 1 produkt w Twoim koszyku.

Wartość koszyka:

Julia Cicha: Kiedy podanie staje się piękniejsze od strzału

Julia Cicha: Kiedy podanie staje się piękniejsze od strzału

Nawet największy piłkarski laik bez problemu rozpozna termin tiki-taka, skojarzy go z Barceloną Pepa Guardioli i z reprezentacją Hiszpanii. Opowieść o ewolucji hiszpańskiego stylu należy jednak rozpocząć od krótkiej wycieczki do Holandii, ojczyzny Johana Cruyffa, który wywarł na nim bodaj największy wpływ.

 

W Ajaksie, a następnie w Barcelonie w latach 90. latający Holender zaszczepił grę opartą na posiadaniu piłki i technice, na kunsztownej wymianie podań oraz sile indywidualności przekuwanej w kolektywny sukces. Jednym z najpilniejszych adeptów Cruyffa okazał się Pep Guardiola, utalentowany pomocnik, ale jeszcze lepszy trener. To od momentu zatrudnienia go na stanowisku szkoleniowca Barçy rozpoczęła się złota era hiszpańskiej piłki.

 

Wrażenie, jakie Pep zrobił na Hiszpanach jako zawodnik, sprawiło, że wielu utalentowanych piłkarzy umieszczano na pozycji „czwórki” na siłę, starając się zrobić z nich defensywnych pomocników rozdzielających piłki sprzed linii obrony. Z biegiem lat okazało się, że zarówno Xavi, jak i Iniesta zostali stworzeni do bardziej ofensywnej gry w ustawieniu 4-3-3, niemniej jednak pokazuje to skalę „efektu” Guardioli.

 

Narodziny tiki-taki i „fałszywej dziewiątki”

Choć tiki-taka powstała właściwie jeszcze przed erą Guardioli, który przejął Barcelonę już po EURO 2008, to apogeum tego stylu gry usytuować należy nieco później. Kataloński szkoleniowiec wyszedł z prostego założenia – jeśli mamy piłkę, to nie mają jej rywale. Pod jego wodzą bramkarze odważnie i daleko wychodzili z bramki, linia obrony była ustawiona wysoko, a cały zespół grał pressingiem. Odzyskanie piłki nie oznaczało jednak szybkiej kontry, a dokładne, metodyczne wymienianie podań i kunsztowny atak pozycyjny. Z początku Guardiola miał problem z zestawieniem linii pomocy, aż odkrył trójkę Xavi-Iniesta-Busquets, która okazała się strzałem w dziesiątkę. „Dziesiątką” był swoją drogą Leo Messi wprowadzający argentyński powiew świeżego powietrza do hiszpańskiej piłki i redefiniujący pozycję „fałszywej dziewiątki”.

 

Barça eksperymentowała ze składem, próbując nawet typowego dla Ajaksu 3-3-1-3, a kluczem do jej sukcesu byli pomocnicy, których w szczytowym okresie można było znaleźć na boisku nawet siedmiu, o czym boleśnie przekonał się Santos w finale KMŚ. Filarem drużyny pozostawało jednak 4-3-3, udoskonalone przez Messiego. Argentyńczyk początkowo występował bowiem na prawym skrzydle, ale od początku upierał się przy grze na środku, jako „dziesiątka”. Choć rodziło to problemy w postaci braku klasycznego środkowego napastnika, ostatecznie Leo przekonał do tego pomysłu Guardiolę. Messi sporadycznie pojawiał się na tej pozycji już wcześniej, ale dopiero po sezonie 2008/09 normą stało się oglądanie go na środku ataku. Efekt? Pogubieni rywale i wygrane z Realem 6:2 oraz z Manchesterem United 2:0. Przez następne lata triumfy święciło na Camp Nou ustawienie 4-3-1-2 lub 3-4-1-2 z tercetem Messi-Villa-Pedro.

 

Na kształt hiszpańskiej piłki niewątpliwy wpływ miało też El Clásico, które za kadencji Guardioli i Mourinho zmieniło się w prawdziwą wojnę – zarówno boiskową, jak i taktyczną. W zdecydowanej większości starć to trener Barcelony odnajdywał patent na rywali, lubując się w manewrze polegającym na zmianie ustawienia po 10 minutach meczu w celu zdezorientowania przeciwnika. Barça dominowała w środku pola, a Xavi rozmontowywał linie Realu prostopadłymi podaniami. Królewscy stawiali w tym okresie na siłę i szybkość w iście portugalskim stylu i choć początkowo zakończyło się to manitą (0:5), to z każdym kolejnym spotkaniem znajdowali się coraz bliżej odwiecznego rywala, w czym bardzo pomagała bezkompromisowa gra Pepe. Walka z Mourinho była niezwykle męcząca, a wyczerpywać zaczęła się też sama formuła Guardioli – mimo posiadania piłki piłkarze mieli problemy z przedostaniem się pod bramkę przeciwnika. Ostatecznie po czterech latach trener odszedł z klubu, a wraz z nim najlepsza wersja tiki-taki.

 

Reprezentacja Hiszpanii, czyli jak grać bez napastnika

Hiszpanie od lat cierpieli na niedobór „dziewiątek”, więc gdy wychowali sobie aż trzy: Raula, Villę i Torresa, nie dziwne było, że próbowali pomieścić na boisku wszystkie. Szybko jednak okazało się, że im mniej napastników, tym lepiej. Z trójki atakujących La Roja przeszła do dwójki na EURO 2008, jednego na MŚ 2010 i zera na EURO 2012. W 2008 roku poświęcono grę skrzydłami, by móc pomieścić na boisku niezwykle utalentowanych Iniestę, Xaviego i Silvę. Cierpliwe rozgrywanie wykańczało rywali fizycznie, a podstawą gry stało się nic innego jak tiki-taka: podania i ruch bez piłki.

 

Reprezentację po Luisie Aragonesie przejął Vicente Del Bosque, który do samego końca nie pozbył się w pełni krytyki zespołu odnoszącego przecież największe sukcesy w historii kraju. Priorytetem szkoleniowca było bowiem nie tyle strzelanie goli, co ich nietracenie. Hiszpanie grali na zamęczenie rywala, by w ostatnich 30 minutach meczu przeprowadzić zmiany i rozstrzygnąć o wyniku. Można było to zauważyć zarówno w 2010, jak i w 2012 roku, a na drugiej z imprez jeszcze bardziej postawiono na posiadanie piłki i grę pomocnikami. W półfinale EURO kibice zobaczyli dobrze znaną z Barcelony „fałszywą dziewiątkę”, którą został Cesc Fàbregas. Choć nie było to dla Hiszpanów naturalne ustawienie, przyniosło rezultaty.

 

 

Tekst przygotowała: Julia Cicha, redaktor naczelna FCBarca.com

Więcej dowiesz się z książki sportowej "Gegenpressing i tiki-taka. Jak rodził się nowoczesny europejski futbol" klikając TUTAJ.

Książki i gadżety FC Barcelony znajdziesz TUTAJ.

 

 

Skomentuj ten wpis

* Imię
* Email (nie publikowany)
* Komentarz
Przepisz kod