Brak produktów

Wartość produktów: 0,00 zł
Realizuj zamówienie

Produkt dodany do koszyka!

Ilość:
Razem:

Produktów w koszyku: 0. Jest 1 produkt w Twoim koszyku.

Wartość koszyka:

90 lat od pierwszego mundialu!

90 lat od pierwszego mundialu!

Dwa lata temu Francuzi zdominowali mistrzostwa świata i bez większych problemów wygrali najważniejszą piłkarską imprezę. Owa impreza świętuje okrągłe, dziewięćdziesiąte urodziny. 13 lipca 1930 roku rozpoczął się pierwszy, historyczny mundial, który, choć nieporównywalnie mniej nagłośniony i efektowny, obfitował w dziesiątki anegdot, a przy tym położył podwaliny pod ukochany turniej całego globu.

 

Nieoszacowana rola Julesa Rimeta

Francuski były piłkarz, uznany żołnierz biorący udział w I Wojnie Światowej, a z wykształcenia prawnik, objął rolę prezydenta FIFA w 1921 roku. Wpadł on na pomysł, by uniezależnić się od wyników igrzysk olimpijskich i zorganizować własny turniej, w którym miałyby brać udział wszystkie najlepsze reprezentacje. Dzięki wielkim zdolnościom negocjacyjnym odniósł sukces. W 1929 roku na kongresie barcelońskim podjęto decyzję, że gospodarzem turnieju zostanie nie Hiszpania, Węgry czy Włochy, a Urugwaj.

 

Marginalna rola Europy

Na zaproszenie odpowiedziało tylko trzynaście ekip. Tak silne – już wówczas – reprezentacje, jak Włochy, Austria, Anglia, Niemcy czy Węgry odmówiły, uważając, że turniej nie jest wystarczająco prestiżowy. Biało-czerwoni, choć PZPN już funkcjonował, także nie zdecydowali się na podróż do Montevideo. Problemem nie były, wbrew pozorom, koszta, bowiem FIFA gwarantowała zwrot 4 tysięcy dolarów dla każdej z reprezentacji, ale groźba bojkotu wywołana ewentualnym przerwaniem rozgrywek ligowych, które już wówczas generowały spore pieniądze.

 

Kwestia organizacji

Już na miejscu podzielono trzynaście ekip na cztery grupy; z każdej z nich awansowała tylko jedna reprezentacja. Co ciekawe, w żadnym z piętnastu spotkań nie padł remis. Do półfinałów awansowały ekipy Argentyny, Urugwaju, USA i – jako europejski rodzynek – Jugosławii.

 

„Jeszcze nigdy nie…”

Jak pierwszy mundial, to i pierwsze rekordy. I tu, jako Europejczycy, możemy się nieco dowartościować, bo debiutancką bramkę w historii turnieju zdobył Francuz, Lucien Laurent w spotkaniu z Meksykiem. W tym samym starciu jego rodak, Alex Thepot, jako pierwszy obronił rzut karny. Rumun Adalbert Desu jest zaś autorem najszybciej zdobytej bramki na tymże mundialu; już w 50. sekundzie starcia z Peru pokonał golkipera rywali. Niestety, tu zachwyty się kończą. Jako się rzekło, Francuzi nie awansowali dalej, a w półfinale kadra Jugosławii dostała łomot od gospodarzy w stosunku 1:6. Przy bramce na 3:1 asystę zaliczył… policjant stojący za linią końcową! Sędziowie nie zauważyli decydującego o golu podania. W drugim z półfinałów padł taki sam wynik – Argentyna rozbiła w pył USA. Finał zapowiadał się zatem na prawdziwe starcie tytanów.

 

Moc Ameryki Południowej

I rzeczywiście, dostaliśmy prawdziwe "meczycho", w którym jednak gospodarze, niesieni mocą 80 tysięcy gardeł zebranych na trybunach Estadio Centenario, pokonali Albicelestes, wbijając im aż cztery gole. By pokazać, jak przez dziewięć dekad zmienił się futbol, warto wspomnieć, że sędzia postanowił, by w pierwszej połowie grać piłką dostarczoną przez Argentyńczyków, a w drugiej przez Urugwajczyków. Prosta sprawiedliwość; ostatecznie w każdej z połów padły trzy gole.

 

Narodziny legend

Pierwszy mundial, choć tak deprecjonowany przez europejskich potentatów, narodził wiele legend. Królem strzelców został Argentyńczyk Stabile, który zdobywał gola w każdym z rozegranych przez siebie spotkań – to osiągnięcie wyrównał dopiero 40 lat później Brazylijczyk Jairzinho. Stabile w przyszłości wyruszył do Europy, gdzie po skończonej karierze zajął się trenerką. W tej roli sześciokrotnie sięgnął z Argentyną po Copa America. Całkiem przyzwoity wynik, prawda? Prawdziwą kopalnią legend zostali natomiast gospodarze i zarazem pierwsi mistrzowie świata. Jak wielką fascynację wzbudzali? Niech wystarczy fakt, że na mecz otwarcia pomiędzy Rumunią i Peru przybyło… 300 kibiców. Na pierwsze starcie Urugwajczyków, oddany już w trakcie turnieju (!) Estadio Centenario, wypełniony był do ostatniego miejsca.

 

Kapitanem Urusów był Jose Nasazzi; po jego śmierci w roku 1968 ogłoszono żałobę narodową. Inny czołowy zawodnik gospodarzy, Hector Castro, stracił w wieku 13 lat całą dłoń i część przedramienia. Nie przeszkodziło mu to w zdobyciu dwóch decydujących bramek – jedynej w starciu z Peru w grupie i ustalającej wynik na 4:2 w finale z Argentyną. W 1930 roku zobaczyliśmy też pierwszego czarnoskórego mistrza świata. Jose Leandro Andrade, nazywany „Czarnym cudem”, stanowił o sile prawego skrzydła Urugwajczyków.

 

Urok prostoty

Trzynaście zespołów, trzy stadiony ulokowane w jednym mieście i asysta policjanta. Przaśność pełną gębą, a mówimy przecież o najważniejszym turnieju w historii piłki nożnej. Pamięć o tamtych czasach pozwala docenić to, w jakim miejscu sport znajduje się dzisiaj. I kto jest za to odpowiedzialny.

 

Tekst przygotował: Paweł Paczocha

Zdjęcie: Estadio Centenario 1930

 

Sprawdź ofertę książek i encyklopedii sportowych o Mistrzostwach Świata w piłce nożnej.

 

Skomentuj ten wpis

* Imię
* Email (nie publikowany)
* Komentarz
Przepisz kod