Brak produktów

Wartość produktów: 0,00 zł
Realizuj zamówienie

Produkt dodany do koszyka!

Ilość:
Razem:

Produktów w koszyku: 0. Jest 1 produkt w Twoim koszyku.

Wartość koszyka:

Pięć największych wybryków Dennisa Rodmana

Pięć największych wybryków Dennisa Rodmana

Sport na najwyższym światowym poziomie to nieustanna walka ze sobą i swoimi słabościami. Dużym problemem jest również presja, która jest wielokrotnie większa niż w przypadku zwykłego człowieka. Tym można tłumaczyć różnego rodzaju dziwne, a niekiedy skandaliczne zachowania sportowców z pierwszych stron gazet. Muszą oni odreagować codzienny stres i dlatego od czasu do czasu ich ponosi. Dennis Rodman także ma za sobą mnóstwo niestandardowych sytuacji, którymi podzielił się z czytelnikami w książce Powinienem być już martwy, którą zdecydowało się wznowić Wydawnictwo SQN.

 

Aby zachęcić Was do przeczytania tej pozycji, przygotowaliśmy listę pięciu najbardziej odjazdowych przygód koszykarza. Gwarantujemy, że poniższe zestawienie to tylko preludium do wielu innych zdarzeń, które są przedstawione w książce.

 

1. Wypadek na motocyklu

Październik 2003 – Rodman, podekscytowany perspektywą podpisania umowy z Denver Nuggets, udaje się na huczne świętowanie. O ile początek imprezy był względnie (jak na standardy Dennisa) spokojny, o tyle w momencie, gdy dostał do dyspozycji motocykl, stało się niemal najgorsze – uległ poważnemu wypadkowi. On sam tak wspomina pierwsze chwile po nim:

Striptizerka podbiegła i zaczęła panikować: „O Boże! O kurwa!”. Trudno mieć do niej pretensje. Mike opowiadał, że moja prawa noga była pociachana do kości – od kolana przez całą łydkę. Mnie przypominała pokrojonego banana, nieważne. Druga łydka wyglądała jak spalona, jakby ktoś przejechał po niej brzytwą i zdarł całą skórę. „Potrzebujesz lekarza”, powiedział właściciel motocykla. Bez jaj. Pora wykręcić 911. Ktoś z boku krzyczał: „Tylko nie wzywajcie glin!”. Taa, na pewno. Obłożyli mi łydki T-shirtami, żeby powstrzymać krwawienie, po chwili przyjechała straż pożarna, karetka i policjant na motocyklu. Zawieźli mój smutny czarny tyłek do Uniwersyteckiego Centrum Medycznego. Mike, ochroniarz i jedna ze striptizerek pojechali za nami furgonetką. Podobnie policjant, który zbadał moją trzeźwość. To był mój pierwszy raz w Vegas, kiedy w ogóle pojawił się jakiś policjant. I chociaż przysięgałem, że nie jestem pijany, i wszyscy moi ludzie to potwierdzali, to wystarczyłoby, żeby zapalili zapałkę i mój tyłek stanąłby w płomieniach od oparów alkoholu. Przyznałem się do tego u Jaya Leno miesiąc później. Jak bardzo byłem pijany? Tak bardzo, że zaraz potem zadzwoniłem do Darrena i poprosiłem, żeby mi przelał jeszcze dziesięć kawałków, żebym mógł zabalować zaraz po wyjściu ze szpitala. Leżałem tak, kompletnie rozpierdolony, bolało jak skurwysyn, znieczulenie alkoholowe powoli przestawało działać, ludzie zaczęli się zbierać: „Hej, Dennis, co jest?”. Kurtyna w górę! Wszyscy robią zdjęcia, proszą o  autografy, takie tam. Przedsiębiorstwo Rozrywkowe Dennis Rodman otwiera swoją działalność na noszach, w szpitalu w Las Vegas.

Może zadajecie sobie pytanie, czy czegoś go to nauczyło? Może choć na chwilę się ustatkował? Oczywiście, że nie. Gdy tylko był w stanie, od razu zaczął nadrobić stracony czas i na nowo imprezować.

 

2. Przygoda z dziewczyną (jakich wiele w tej książce…)

Uczciwie trzeba sobie powiedzieć, że Dennis Rodman przez całe życie niespecjalnie przejmował się takimi kwestiami jak moralność czy wierność. Szacunkowo można stwierdzić, że miał bliższy kontakt z kilkoma tysiącami kobiet. Podrywał rzecz jasna również dziewczyny, które były już zajęte, a bywały przypadki, że nawet partnerzy tych kobiet nie mieli mu tego za złe.

Którejś nocy byliśmy z George’em w Crobar, fajnym klubie w Chicago, wyrwałem tam taką młodą laskę. Biała, blondynka, śliczniutka. Normalka. Zabrałbym ją do domu w Northbrook, ale było już późno, no i to całe pół godziny jazdy, poprosiłem więc George’a, żeby wynajął mi apartament w hotelu Ambassador East. Wsiedliśmy do pick-upa, dziewczyna i  ja, George prowadził, ja byłem nastukany. Szybko zauważył, że jedzie za nami ktoś w czerwonym camaro. George przejechał na kilku czerwonych światłach, kilka razy skręcił, standardowa akcja ze ścigającym cię paparazzim, i zaparkował przed hotelem. Było wpół do piątej nad ranem. Czekaliśmy na recepcji na klucze od apartamentu, kiedy George zauważył kolesia z camaro. Stał w lobby, jakieś piętnaście metrów od nas. Podszedł do niego, pokazał mu odznakę i zapytał: „Czy mogę w czymś pomóc?”. „Owszem – odpowiedział koleś. – To moja dziewczyna. Ta, która stoi z Rodmanem”. George kazał mu czekać. Zawrócił, żeby zagadać do panienki. Okazało się, że facet mówił prawdę. „Jak długo ze sobą jesteście?”, zapytał George. Odpowiedziała: „Długo, już nawet razem mieszkamy”. Przysięgam. Nawet, kurwa, ze sobą mieszkali. Zaczęło do mnie docierać, że stary Dennis może spędzić tę noc sam. „Może lepiej będzie, jak sobie pójdziesz?”, zapytałem. Panna zaczęła się wzbraniać: „Nie, nie, nie, nie, nie, chcę iść z tobą”. OK. Było mi trochę żal faceta z czerwonego camaro, ale nie na tyle, żeby pogonić tę laskę, sorry. Dałem klucze od apartamentu George’owi, a on przekazał je kolesiowi. Stwierdziłem, że wezmę inny pokój. Wiecie, że koleś przyjął te klucze? Poszliśmy z  laską do pokoju, zrobiliśmy swoje. Rano George, dziewczyna i ja jedliśmy śniadanie w restauracji Third Coast, zaraz za rogiem. Kilka stolików od nas siedział ten chłopak. Poprosiłem George’a, żeby postawił mu śniadanie – tyle mogłem zrobić. Chłopak się zgodził. Po śniadaniu dziewczyna dała mi buziaka i zostawiła numer telefonu. „Zadzwoń”, powiedziała i  poszła z  powrotem do swojego chłopaka. Patrzę, a on wstaje i rusza w kierunku naszego stolika. Pomyślałem: o kurwa. (Nie bałem się kolesia, bałem się ewentualnego procesu). George się podniósł, żeby zareagować jakby co, a facet wyciąga w moim kierunku rękę i mówi coś w stylu: „To prawdziwy zaszczyt pana poznać. Jest pan najfajniejszym gościem. Chicago naprawdę pana potrzebuje. Dziękuję, że jest pan sobą. Proszę się nie zmieniać”. Bez jaj. Po czym wziął dziewczynę za rękę i ostatnie, co pamiętam, to jak idą sobie w dół Dearborn, niczym zakochane ptaszki. Dziwne, nie? Minęło prawie osiem lat, a ja wciąż nie kumam, o co w tym chodziło.

Nauka płynąca z tej opowieści: nie zawsze zdrada musi boleć, czasem może być nawet nobilitacją.

 

3. Tatuaże i kolorowe włosy

Znakiem firmowym Rodmana są liczne tatuaże, kolczyki w nieoczywistych miejscach oraz włosy na głowie w najróżniejszych odcieniach. W książce opowiada, jak doszło do tego, ze podczas gry w San Antonio Spurs zdecydował się na wykreowanie takiego stylu.

To właśnie tam zrobiłem sobie też pierwszy tatuaż, co władzom NBA również się nie spodobało. Dziś już nawet nie wiem, ile ich jest, pewnie koło setki, na całych rękach, nogach, plecach, piersi, szyi, pokrywają jakieś trzy czwarte całego mojego ciała. Można z nich mniej więcej wyczytać historię mojego życia. Pierwszy był wizerunek mojej córki Alexis na lewym przedramieniu, jeden z kolejnych – po prawej stronie szyi – zrobiłem w hołdzie dla mojej obecnej żony, Michelle. Wszyscy się wtedy jarali tymi fryzurami i  tatuażami. Dzięki wyznaczającemu nowe trendy Dennisowi Rodmanowi dziś nikt już nie zwraca na to uwagi. W wywiadzie dla „New York Timesa” powiedziałem: „Dziś nawet nudni biali kolesie mają tatuaże”. Nie wspominam o tych śliczniutkich młodych laskach z dobrych domów, które tatuują kwiatki na swoich śliczniutkich tyłeczkach. Po latach nawet NBA zaczęła podchodzić do moich włosów z humorem. Kiedyś na ich stronie internetowej pojawiły się statystyki wygranych i przegranych meczów Spurs, w zależności od tego, jaki kolor włosów akurat miałem (zdecydowanym zwycięzcą był blond 35:14). Jeśli chodzi o tatuaże, to polecam książkę In the Paint: Tattoos of the NBA, według której wytatuowana jest ponad połowa ligi. Fajną kolekcję tatuaży ma Rasheed Wallace z Detroit. Fryzura? Cokolwiek przyjdzie wam do głowy. Ben Wallace, też z Detroit, zmienia uczesanie z meczu na mecz – raz ma gigantyczne afro (twierdzi, że nie obcinał włosów od pięciu lat), kiedy indziej bardzo obecnie popularne w NBA warkoczyki plecione przy głowie. Chyba Allen Iverson je wylansował. Moje fryzury i tatuaże wkurzały wierchuszkę NBA, ale stanowiły też pierwszy krok do przeniesienia Dennisa Rodmana ze świata profesjonalnej koszykówki do masowej świadomości Amerykanów. Nie żeby mi na tym zależało. Nie szukałem sławy. Chciałem tylko być „Dennisem”.

Wydaje się, że z całego image’u Rodmana, tatuaże czy kolorowe włosy to jedna z najmniej jego mrocznych cech i coś, dzięki czemu zyskał tak dużą popularność.

 

4. Premiera książki Zły do szpiku kości

W 1996 roku Dennis wydał swą pierwszą książkę. Przed jej premierą wymyślił, że podczas spotkania autorskiego przebierze się w specjalny kostium. Kulisy tego, jak do tego doszło, Rodman przedstawił w innej jego książce – Powinienem być już martwy.

Wyglądało to tak: „OK, jedziemy, załóż to, załóż tamto. To wygląda fajnie. Załóż to. Sprawdźmy tamto”. Transwestyta o ksywce JoJo ufarbował mi włosy, a Mimi Marks, jeden z najlepszych w Chicago aktorów udających kobiety, wpadł na pomysł, żeby zrobić mi pełny makijaż. Pomyślałem: dobra, wszystko mi jedno. Ufałem, że Mimi ucharakteryzuje mnie fantastycznie. Koleś spędził całe życie na udawaniu kobiet, poza tym w ogóle żył jak kobieta. Był naprawdę niezły, kropka w kropkę odbicie Marylin Monroe. Jeśli chodzi o malowanie mężczyzn, Mimi jest niezrównany. […] Wtedy, tak jak i teraz, Mimi był legendą Chicago. Utalentowanym aktorem przebierającym się za kobiety tak skutecznie, że większość facetów się na to nabierała – nie tylko na scenie, ale i w życiu. W tamtych czasach zabierałem swoich gości do klubu Baton, gdzie pracował Mimi. Przychodził, a ja mówiłem: „Hej, spójrz na tę lalę”. W dziewięciu przypadkach na dziesięć wpadał komuś w oko. Mimi wchodził w rolę. I dopiero po chwili, kiedy koleś podchodził zbyt blisko, reagowałem: „O kurwa, poczekaj, stary, przecież ona nie jest…, przecież to facet!”. Był naprawdę niezły. Ludzie pytali, czy Mimi jest najlepszy. Zdecydowanie najlepszy. Nikt nie przebrałby mnie lepiej niż on. […] Podjechałem pod sklep (oczywiście pod prąd na ulicy jednokierunkowej), przywitały nas tysiące ludzi, dziennikarze i  gliniarze na koniach. Ludzie wyskakiwali z samochodów, biegając dookoła i wrzeszcząc: „O Boże!”. Nie byłem wprawdzie w stroju drag queen (ktoś potem napisał, że miałem na sobie spódniczkę), ale wyglądałem bardziej na kobietę niż na mężczyznę. Pełny makijaż, srebrne cienie do powiek, srebrna szminka pasująca do srebrnych włosów, do tego pomalowane paznokcie, bluzeczka i buty motocyklowe. Poza tym długie kolczyki, ciasne, skórzane, czarne majteczki, no i boa w kolorze fuksji. Media łyknęły to gówno, znalazłem się na pierwszych stronach „Chicago Sun-Times” jako „Mistrz zbiórek w  różu” oraz niedzielnego wydania „Chicago Tribune”, z komentarzem „Ekscentryczny Byk przebija popularnością nawet Jordana”. Byłem w Chicago od niespełna roku, a już wyprzedziłem Michaela Jordana. Stałem się czymś w rodzaju punktu orientacyjnego.

Ludzie odpowiadający za promocję byli prawdopodobnie bardzo szczęśliwi, że koszykarz tak ekscentrycznie zachował się podczas spotkania autorskiego, bo chyba nie mogło się stać nic lepszego dla popularyzacji tej książki.

 

5. Zaniedbywanie obowiązków

Tryb życia uskuteczniany przez Rodmana nie pozostawał bez wpływu na jego życie prywatne oraz zawodowe. Z perspektywy czasu Dennis ocenia, że gdyby nie tyle imprez, prawdopodobnie osiągnąłby więcej.

Kiedy spoglądam w przeszłość, widzę, że ludzi, którzy pojawiali się u mnie na imprezach w Newport Beach, można podzielić na kilka kategorii. Pijaczki – zadowoleni, kiedy zaczynali ze mną chlać o dziesiątej rano i kontynuowali picie aż do następnego poranka, czy nawet kolejnego dnia. Pasożyty – ich zadanie polegało na tym, żeby ze mną pić, śmiać się z moich dowcipów i wybzykać jak najwięcej lasek. Oczywiście dopóki za to płaciłem. Przybłędy  – wsiadały do pociągu balangowego Dennisa Rodmana, kiedy tylko było to możliwe, i bawiły się do upadłego. Dziwki – wiadomo. Wendell opowiadał dziennikarzowi: „Stary, nie potrafię powiedzieć, jak często przychodziliśmy do domu o piątej czy szóstej nad ranem, on był totalnie narąbany, a ja musiałem wnosić go na górę. Zatrzymywaliśmy się w  Fat Burgerze, po wyżerę dla niego i  jego ziomków, byli totalnie nieprzytomni, a żarcie walało się wszędzie”. No i były laski. „Życie, które prowadził, było puste  – kontynuował Wendell.  – Wchodziłem do niego do sypialni, brałem jakąś laskę, której nawet nie znał, i odwoziłem do domu. Ona też go nie znała. Gdy się budził, znowu był sam”. Ktoś kiedyś mnie zapytał, jak ten nieustanny melanż wpłynął na twoje życie prywatne. „Człowieku, melanż to całe moje życie”, odpowiedziałem. Jednak to, co miało być prywatne, zaczęło szybko przekładać się na moją karierę. Dziś muszę to przyznać: zdarzało się, że imprezy przeszkadzały mi w grze w koszykówkę: przychodziłem na treningi na kacu, znikałem i takie tam. Ale i tak nigdy nie było wątpliwości, co jest najważniejsze. Dopiero kiedy przeprowadziłem się do Newport Beach, równowaga pomiędzy pracą i balangowaniem została zaburzona. Podejście zmieniło się na: „No dobra, to przerwiemy teraz na chwilę imprezę i popracujemy”. I nawet Magic Johnson nie byłby w stanie tego zmienić.

 

Taki właśnie jest Dennis Rodman, absolutnie jedyny w swoim rodzaju. Człowiek nie do podrobienia. Idol dla fanów koszykarskiego rzemiosła i zupełne przeciwieństwo sportowca w życiu prywatnym. Jednak takie postaci jak on powodują, że życie wielu kibiców było przez lata bogatsze i należy o tym pamiętać, czytając książkę "Powinienem być już martwy", wydaną w ramach serii SQN Originals i dostępną TYLKO na labotiga.pl. Więcej informacji TUTAJ >>

 

Skomentuj ten wpis

* Imię
* Email (nie publikowany)
* Komentarz
Przepisz kod