Brak produktów

Wartość produktów: 0,00 zł
Realizuj zamówienie

Produkt dodany do koszyka!

Ilość:
Razem:

Produktów w koszyku: 0. Jest 1 produkt w Twoim koszyku.

Wartość koszyka:

Kontuzje - koszmar każdego piłkarza

Kontuzje - koszmar każdego piłkarza

Sport to zdrowie. Maksyma ta powinna przyświecać każdemu. Nie odnosi się jednak do ludzi uprawiających go zawodowo. W wielu przypadkach doskonale zapowiadający się zawodnik nie wykorzystał swego talentu albo zakończył karierę wskutek ciężkiej kontuzji. Jednym z nich jest Marco van Basten, który postanowił podzielić się z fanami wspomnieniami ze swojej kariery w książce "Basta. Moje życie, moja prawda".

 

"Basta" - idol milionów

Dla pokolenia dzisiejszych 40-latków Marco van Basten to prawdopodobnie najlepszy piłkarz przełomu lat 80. i 90. XX wieku. Czarował swą grą w Ajaxie Amsterdam, AC Milanie oraz reprezentacji Holandii. Dwukrotnie wygrywał Puchar Europy i trzykrotnie został nagrodzony Złotą Piłką dla najlepszego piłkarza grającego w Europie. W barwach Oranje sięgnął po mistrzostwo Europy, wieńcząc ten turniej genialnym golem strzelonym w finale przeciwko ZSRR.

 

W początkowej fazie kariery Holendra niewiele wskazywało na to, że pod koniec może się ona przerodzić w pasmo ciężkich urazów i nieprzespanych z bólu nocy. Gdy w latach 70. musiał opuścić choćby jeden mecz z powodu niedyspozycji fizycznej, odczuwał wściekłość. Jesienią 1983 roku zaraził się od kolegi z drużyny mononukleozą. Bardzo tego żałował, znajdował się bowiem w doskonałej dyspozycji, lecz nie wpłynęło to na jego dalsze losy.

 

Marco van Basten - kontuzje na drodze do wielkości

Do 1986 roku van Basten praktycznie nie miewał urazów, które pozbawiałyby go szans na grę. Reprezentując Ajax w meczu przeciwko Groningen, doznał jednak kontuzji prawej kostki, która przysporzyła mu mnóstwa cierpienia oraz skazała na pierwszą w karierze ingerencję chirurgiczną. Dodatkowo sprawa ta zbiegła się z negocjacjami piłkarza z Milanem w sprawie transferu.

Wszyscy w klubie udawali, że rekonwalescencja przebiega pomyślnie, choć w istocie tak nie było. Marco ostatecznie przeszedł tamtego lata do włoskiego potentata, ale przez większość sezonu 1987/88 nie był do dyspozycji trenera.

 

W końcu, po wielu miesiącach rehabilitacji, udało mu się wyleczyć kontuzjowaną kostkę. A przynajmniej tak się wydawało. Nie dawała ona bowiem za wygraną aż do końca przygody z piłką legendy światowego futbolu…

 

 

Ciągła walka z bólem

Jak wspomina sam zawodnik, niemal każdy mecz kończył się dla niego potężnym bólem w prawym stawie skokowym i specjalnymi zabiegami, które miały go ukoić. 21 grudnia 1992 roku zdecydowano się na operację. Miała poprawić stan nogi van Bastena, ale jak miało się okazać, dzień ten był kluczowy dla całej przyszłej kariery mistrza. Po zabiegu, który przeprowadzono w Sankt Moritz, nie było ani trochę lepiej.

Piłkarz od tego momentu odczuwał dolegliwości nie tylko przy bieganiu, jak to było do tej pory, ale również przy chodzeniu. Holender opuszczał wiele meczów, ale gdy mógł grać, prezentował swój dawny blask. Każdy mecz, w którym uczestniczył, okupował jednak garścią przyjętych leków przeciwbólowych.

 

W 1994 roku podjął ostateczną próbę ratowania kariery i dał sobie nałożyć na nogę aparat Ilizarowa – w kość piszczelową i stopę wbito mu 22 bolce. W dłuższej perspektywie nic to jednak nie dało, a nawet zaszkodziło i w 1995 roku Marco van Basten postanowił definitywnie zakończyć sportową karierę.

Cierpienie, z jakim zmagał się w 1995 roku, obrazuje cytat z autobiografii zawodnika:

"Jest ciemno. Pełznę po kafelkach, na kolanach, podpierając się rękami. Chce mi się sikać. Jak nie wiem co. Ale gdy tylko próbuję poruszać się za szybko, udo uciska mi pęcherz i ledwie się powstrzymuję. A zasikać korytarz to ostatnie, czego mi potrzeba. Muszę być cierpliwy, bo dotrę do łazienki najszybciej za dwie minuty. Tyle już wiem. Żeby odwrócić uwagę od bólu, przez całą trasę liczę. Szeptem. Nigdy nie udało mi się dotrzeć do toalety przed doliczeniem do 120. Najgorsze są progi, bo wtedy muszę tak przenieść kostkę, żeby się w nią nie uderzyć.

Przy najlżejszym dotknięciu muszę zagryzać wargi, żeby nie krzyknąć. W środku nocy środki przeciwbólowe przestają już praktycznie działać, a nie chcę nikogo budzić. Nikt nie może mnie usłyszeć, bo wolałbym, żeby nikt nie widział mnie w takiej sytuacji. Nawet moi najbliżsi. Albo raczej – zwłaszcza oni. Przez ostatnie dwa miesiące szczęśliwie zawsze mi się udawało, chociaż czasem mam wrażenie, jakby Liesbeth tylko udawała, że śpi, aby oszczędzić mi wstydu. Nie da się tego wytłumaczyć.

Nawet kiedy jestem na środkach przeciwbólowych, czuję przeszywający ból. Nie umiem myśleć o niczym innym. Od dwóch tygodni mam też problemy z żołądkiem, bo łykałem za dużo pigułek. Przy każdym kroku konam z bólu, i to od chwili, kiedy zdjęli mi z kostki ten idiotyczny aparat, czyli od ośmiu miesięcy. W każdym razie na pewno nie powinno być już gorzej, jak zapewniał mnie lekarz. Byłem zawodowym piłkarzem, który nie może już grać w piłkę, i stałem się zwyczajnym człowiekiem, który nie może chodzić. Utykam na nogę. Zwyczajnie jestem niepełnosprawny."

 

Więcej informacji o biografii "Basta. Moje życie, moja prawda" oraz możliwość zakupu znajdziesz w naszej księgarni sportowej TUTAJ.

 

Skomentuj ten wpis

* Imię
* Email (nie publikowany)
* Komentarz
Przepisz kod