Brak produktów

Wartość produktów: 0,00 zł
Realizuj zamówienie

Produkt dodany do koszyka!

Ilość:
Razem:

Produktów w koszyku: 0. Jest 1 produkt w Twoim koszyku.

Wartość koszyka:

Pięć meczów, które zmieniły kariery reprezentantów

Pięć meczów, które zmieniły kariery reprezentantów

Mistrzostwa świata w 1974 i 1982 roku, legendarny mecz na Wembley czy ten przeciwko ZSRR w 1957 roku – to spotkania, o których napisano i powiedziano niemal wszystko. W historii polskiej piłki nożnej było jednak wiele innych wydarzeń, często niesłusznie zapomnianych.

Przedstawiamy Wam pięć wybranych przez nas meczów we wspomnieniach byłych reprezentantów Polski z książki Moje najważniejsze 90 minut, wydanej przez Wydawnictwo SQN.

 

1. „Zmieniamy szyld i jedziemy dalej”?

Igrzyska olimpijskie w Barcelonie w 1992 roku, pomimo trzech złotych medali polskich reprezentantów, stały przede wszystkim pod znakiem świetnego występu piłkarskiej drużyny dowodzonej przez Janusza Wójcika. Po finałowej porażce w dramatycznych okolicznościach trzeba było wrócić do rzeczywistości, a były nią eliminacje do mistrzostw świata w 1994 roku.

Po doskonałym występie na igrzyskach Wojciech Kowalczyk szumnie zapowiadał, że olimpijczycy pociągną dorosłą reprezentację do sukcesów. Ta drużyna opierała się w dużej mierze na Romanie Koseckim, ówczesnym graczu Osasuny. Po wrześniowej wygranej z Turkami Polacy zmierzyli się z faworyzowanymi Holendrami w Rotterdamie. Mecz zakończył się wynikiem 2:2. 

Roman Kosecki:

Do Holandii pojechaliśmy kilka dni przed spotkaniem. Mieliśmy dzięki temu okazję trochę się wyciszyć, złapać oddech. Pierwszy mecz eliminacji, z Turcją, wygraliśmy 1:0, ale zdaniem wielu obserwatorów nasz styl gry nie porywał. (…)


Przed spotkaniem z Holendrami w naszych szeregach pojawiło się sporo problemów zdrowotnych. Mnie przytrafił się uraz obojczyka, a lekarz kadry wspominał, że gdybym był bramkarzem, natychmiast wysłałby mnie na operację. (…)


Tak się złożyło, że przy obu trafieniach miałem swój udział. Najpierw zdecydowałem się na strzał sprzed pola karnego; miałem sporo miejsca, boisko było grząskie, więc kąśliwy strzał wydawał się jedynym dobrym rozwiązaniem. Menzo „wypluł” piłkę przed siebie, a po chwili świetnie na dobitkę nabiegł Marek Koźmiński i dopełnił formalności. Drugiego gola strzelił Wojtek Kowalczyk, który precyzyjnie uderzył głową po moim dośrodkowaniu. (…)


Niestety, krótko po wznowieniu gry Holendrzy dopięli swego. Jarek zanotował niezbyt dobrą interwencję, my też nie przypilnowaliśmy rywali i zrobiło się 2:2. (…)


Zszedłem z boiska piekielnie zdenerwowany.

 

 

2. Jerzy Brzęczek – gol na Wembley

Piłkarz i trener pochodzący z Truskolasów jest pod pewnym względem wyjątkowy. Niewielu piłkarzom w historii futbolu udało się zostać kapitanem reprezentacji narodowej, a potem jej selekcjonerem. Brzęczek, który jest obecnie najbardziej kojarzony z tą drugą funkcją, był też ważną postacią polskiego futbolu w ostatniej dekadzie XX wieku.

Rozegrał w kadrze 42 spotkania i strzelił cztery gole, w tym jedną bramkę, która zdefiniowała jego karierę w koszulce z Orłem na piersi. Eliminacje do Euro 2000 układały się całkiem pomyślnie. Po dwóch wygranych, z Bułgarią i Luksemburgiem po 3:0, przyszedł test – spotkanie z Anglią. Polskim katem okazał się Paul Scholes, ale udało nam się wyprowadzić jeden skuteczny cios.

Jerzy Brzęczek:

Jadąc do Londynu, byliśmy pełni wiary, że możemy osiągnąć tam dobry wynik. Przez kilka dni przed tą wyprawą trenowaliśmy na bardzo wysokiej intensywności. Lekką konsternację wywołał skład, który wybrał trener – wyszliśmy na boisko z wieloma zawodnikami defensywnymi i nie mogliśmy pokazać tego, co potrafiliśmy. Jadąc do Anglii, mieliśmy wielkie nadzieje, ale na boisku nie zdołaliśmy zaprezentować naszych umiejętności. (…)


Na Wembley nie zrealizowaliśmy tego, co sobie zakładaliśmy. To na pewno bolało. Mimo naszego teoretycznie mocno defensywnego nastawienia pozwoliliśmy rywalowi na zbyt wiele. Straciliśmy trzy bramki, co było zdecydowanie kiepskim wynikiem. Nas było stać tylko na jedno trafienie. Świetną akcję lewą stroną boiska przeprowadził Mirek Trzeciak. Zabrał obrońcę „na walizę”, co opanował do perfekcji, po czym odegrał piłkę na 16. metr. Wbiegłem idealnie w tempo i pokonałem Davida Seamana.

 

 

3. Nagroda dla Radosława Majdana

Mistrzostwa świata z udziałem Polski po 16 latach nieobecności okazały się dla nas totalną klapą. Oczekiwania rozbudzone były do granic możliwości nie tylko przez kibiców czy dziennikarzy, lecz także przez piłkarzy i przede wszystkim selekcjonera.

Po dwóch wyraźnych porażkach, z ekipami Korei Południowej i Portugalii, w ostatnim grupowym meczu przeciwko Stanom Zjednoczonym Jerzy Engel desygnował do wyjściowego składu piłkarzy rezerwowych. Wśród nich znalazł się również Radosław Majdan, były bramkarz Pogoni Szczecin czy Wisły Kraków. Mimo ogromnego zawodu całym turniejem chociaż na koniec turnieju do beczki dziegciu udało się wlać łyżkę miodu.

Radosław Majdan: 

Przygotowania do ostatniego spotkania wyglądały tak jak wcześniej. Cykl wyglądał cały czas tak samo: analiza gry rywala na materiałach wideo, zwrócenie uwagi na poszczególnych zawodników. Trener uczulał nas, w jakich sytuacjach musimy być czujni. Ale przed tym spotkaniem nie czuliśmy większego napięcia. (…)


Sędzia zagwiżdże po raz pierwszy. Dobrze weszliśmy w mecz. Od razu na samym początku zapakowaliśmy Amerykanom dwie bramki i pokazaliśmy, kto tu rządzi. Najpierw Brada Friedela pokonał Emmanuel Olisadebe, a potem na 2:0 podwyższył Paweł Kryszałowicz, który rozgrywał świetne zawody. Dryblował, dogrywał i strzelał. To my dyktowaliśmy warunki na boisku. (…)


W drugiej połowie bramkę na 3:0 zdobył Marcin Żewłakow. Byłem już spokojny, wiedziałem, że jest dobrze. Potem jednak to Amerykanie zaczęli dochodzić do głosu i strzelili nam gola. (…)


Oczywiście po końcowym gwizdku czuliśmy lekki niedosyt, że nie udało nam się zrealizować planu minimum, czyli wyjść z grupy, ale na pewno byliśmy w lepszych humorach niż po poprzednich meczach. Podeszliśmy do wypełnionego naszymi kibicami sektora i w ramach podziękowań rzuciliśmy im swoje koszulki.

 

 

4. Sławomir Peszko – Wieczysta łatka kadrowego błazna

Pół-człowiek, pół-litra, piłkarz na 40 procent, Atmosferović – to tylko kilka z przydomków nadanych Sławomirowi Peszce przez ostatnich kilka lat. Mało kto pamięta jednak, że w kadrze Adama Nawałki był on przez pewien czas pierwszym, bardzo ważnym zmiennikiem.

Eliminacje do mistrzostw Europy 2016 przebiegały pod dyktando reprezentacji Polski. Po historycznym triumfie nad Niemcami należało postawić następne kroki ku awansowi. W marcu 2015 roku Polacy rozegrali czwarty mecz grupowy, przeciwko Irlandii. W obliczu problemów zdrowotnych Peszko został wstawiony do podstawowej jedenastki. Niektórzy obawiali się, że będzie to nasz słaby punkt. Okazało się zupełnie inaczej.

Sławomir Peszko:

Byłem tak podekscytowany, że emocje buzowały we mnie już w hotelu. Około 14:00 zacząłem już żyć meczem. Wracały do mnie również wspomnienia sprzed kilku lat, bo właśnie w Dublinie rozegrałem pierwsze spotkanie w biało-czerwonych barwach. (…)


Spotkanie ułożyło się dla nas idealnie. Po długim wykopie Łukasza Fabiańskiego piłka poszybowała w mój narożnik. Brałem udział w akcji z Maciejem Rybusem i razem walczyliśmy o odbiór. Wiedziałem, że Irlandczycy mogą popełnić błąd i tak też się stało. Wyłuskałem piłkę przeciwnikowi i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie ma czasu na kombinowanie i drybling – musiałem od razu oddać mocny strzał na bramkę Shaya Givena. Radość była ogromna, od razu wpadłem w objęcia kolegów z drużyny. Nie dość, że wróciłem do reprezentacji, to jeszcze przywitałem się z kadrą w taki sposób. Pamiętam wrzawę i radość polskich kibiców, których na trybunach było mnóstwo. (…)


Mimo że „tylko” zremisowaliśmy na trudnym terenie, kibice okazali nam wsparcie. Cieszyli się z naszego wyniku. Ciepło przyjęto nas także w hotelu, gdzie było dużo Polaków, którzy tam pracowali. Cieszyłem się, że zagrałem w meczu, gratulowano mi bramki. Później mówiono, że Peszko wrócił do Niemiec uskrzydlony.

 

 

5. Bójcie się Pazdana!

 Kamil Glik przez lata pozostawał ostoją środka defensywy naszej reprezentacji. Próbowano dopasować do niego wielu stoperów – Marcina Wasilewskiego, Łukasza Szukałę czy Marcina Kamińskiego. Aż wreszcie, w trakcie eliminacji do Euro 2016, udało się Adamowi Nawałce znaleźć brakujący element – Michała Pazdana.

W meczu wieńczącym kwalifikacje był już on podstawowym stoperem, a potem jego pozycja z meczu na mecz tylko się umacniała. Na mistrzostwach Europy był kluczowym zawodnikiem, a po grupowym spotkaniu z Niemcami stał się gwiazdą wśród kibiców.

Michał Pazdan: 

Dla mnie starcie z Niemcami na mistrzostwach Europy we Francji było wyjątkowe z dwóch powodów. Po pierwsze, tym meczem reprezentacja Polski przełamała turniejową niemoc, a po drugie, był to jeden z moich lepszych występów w narodowych barwach. (…)


W tym meczu ustawienie naszej drużyny i przewidywanie przez nas, co zrobi rywal, były na najwyższym poziomie. Jeśli jesteś w rytmie meczowym, spodziewasz się, gdzie spadnie piłka. Przewidujesz, jak rozwinie się akcja, wiesz, jak masz się ustawić – po prostu czytasz grę. (…)


Występując w kadrze, zawsze oceniałem swoją pracę – czy mogłem coś od siebie jeszcze dorzucić, jakie błędy popełniłem. Tym razem jednak wiedziałem, że było dobrze i mogę być z siebie zadowolony. (…)


Nie zdawałem sobie sprawy, że w naszym kraju panuje coś w rodzaju „pazdanomanii”. Podczas mistrzostw Europy udawało mi się odcinać od towarzyszącej temu turniejowi otoczki. Starałem się nie używać Internetu. Bardziej skupiałem się na drużynie, na tym, by spędzać czas z kolegami.

 

 

Historia polskiej piłki nożnej jest pełna ważnych meczów i postaci. Jeśli chcesz zapoznać się z nią lepiej, zamów książkę Moje najważniejsze 90 minut oraz wiele innych pozycji w sportowej księgarni internetowej labotiga.pl i daj się porwać piłkarskim emocjom!

 

Skomentuj ten wpis

* Imię
* Email (nie publikowany)
* Komentarz
Przepisz kod