Brak produktów

Wartość produktów: 0,00 zł
Realizuj zamówienie

Produkt dodany do koszyka!

Ilość:
Razem:

Produktów w koszyku: 0. Jest 1 produkt w Twoim koszyku.

Wartość koszyka:

Nazwiska dawno niesłyszane. Złota era węgierskiego futbolu

Nazwiska dawno niesłyszane. Złota era węgierskiego futbolu

Po zakończeniu I wojny światowej Budapeszt stał się miejscem, w którym skoncentrowały się wszystkie najważniejsze elementy piłkarskiej układanki: talent, doświadczenie i wizjonerstwo. Jonathan Wilson sięgnął w głąb węgierskiej historii i przypomniał "Nazwiska dawno niesłyszane".

 

Według autora niniejsza publikacja: "To w pewnym sensie najbardziej historyczna z moich książek, ponieważ napisanie jej wymagało największych badań historycznych, więc grzebania w archiwach i odwiedzania cmentarzy, przeglądania list pasażerów liniowców i tym podobnych w celu napisania spójnej narracji. Podczas gdy większość moich poprzednich książek dodawało szczegóły do historii już znanych, wyjaśniało mogące wkraść się do nich nieścisłości lub dokonywało ich prawidłowej interpretacji, tu praktycznie odkrywamy historię węgierskiego futbolu w latach 1916–1956, mniej więcej. W 1916 Jimmy Hogan, który był internowany w Austrii na początku pierwszej wojny światowej, przeprowadza się do Budapesztu, gdzie zaczyna trenować drużynę MTK. Budapeszt w tamtych czasach był bardziej liberalny i otwarty w stosunku do cudzoziemców z wrogich państw niż Wiedeń.

 

Hogan ma ogromny wpływ na tamtejszą piłkę, a węgierski futbol prawdziwie rozkwita w drugiej i trzeciej dekadzie XX wieku głównie dzięki rywalizacji między Ferencvárosem i MTK. To zdrowa rywalizacja, ponieważ kluby nie pałają do siebie nienawiścią, a po prostu nawzajem się napędzają, żeby grać lepiej od rywali. A Hogan ma na to niezaprzeczalny wpływ. W latach 20. węgierscy zawodnicy dorastający w tym płodnym środowisku muszą opuścić kraj ze względów politycznych lub ekonomicznych, dzięki czemu węgierski futbol ma ogromny wpływ na piłkę niemiecką, austriacką, francuską, jugosłowiańską… a w pewnym sensie także na polską, choć muszę przyznać, że nie ma o tym zbyt wiele w mojej książce… ale także południowoamerykańską, więc piłkę urugwajską i argentyńską".

 

Brytyjczyk pracował nad tym tytułem kilkanaście lat, o czym wspomniał podczas materiału filmowego zmontowanego na potrzebę promocji Nazwisk dawno niesłyszanych: "Tak naprawdę pracowałem nad tą książką jakieś 12–13 lat. Kiedy pisałem Odwróconą piramidę, która ukazała się po angielsku w 2008 roku, a od tego czasu doczekała się kilku wznowień, w Brazylii natknąłem się na wzmianki o Dorim Kürschnerze, który miał ogromny wpływ na tamtejszą piłkę".

 

Jonathan Wilson odkrył podczas pobytu w Kraju Kawy, że fundamentalną postacią dla tamtejszego futbolu był Dori Kürschner, który przybył do Flamengo w 1936 roku: Nie odnosi wielkich sukcesów, jego pomysły nie są rozumiane. Jego asystentem jest Flavio Costa, którego zastąpił na stanowisku pierwszego trenera i Costa ma pełnić rolę tłumacza, ale jest naturalnie zły, że stracił pracę, i kopie dołki pod swoim przełożonym. Mówi: „Te europejskie pomysły nic nie znaczą, nie działają w naszym środowisku,” ale z tyłu głowy zaczyna rozumieć, że to wszystko ma sens. Po 10 miesiącach Kürschner zostaje zwolniony, Costa znów jest pierwszym trenerem i od razu wprowadza pomysły Węgra w życie. Trochę je modyfikuje, nadaje im nowe nazwy i udaje, że są jego. To z kolei prowadzi do powstania taktyki 4-2-4, która czyni Brazylię od 1950 roku, przez kolejne dwie, trzy, a nawet cztery dekady najlepszym piłkarsko krajem świata. Kürschner był fascynującą postacią, a pierwszy raz usłyszałem o nim ponieważ w Brazylii funkcjonował jako Dori Kruschner, „r” i „u” były przestawione i nikt nie wiedział o kogo chodzi. Pamiętam jak podczas rozmowy z Roberto Assafem, uznanym historykiem dziejów Flamengo, ten powiedział, że pisał do różnych europejskich związków piłkarskich z pytaniem „kim był Dori Kruschner?”, a te zgodnie odpisywały, że nie wiedzą i nigdy o kimś takim nie słyszały.

 

W końcu mój węgierski przyjaciel, dziennikarz radiowy, zapytał mnie czy mam pewność, że nie chodzi o „Doriego Kürschnera”, czy jestem pewien, że w jego nazwisku „r” i „u” nie zostały przestawione, a ja odparłem: „Nie wiem, sprawdźmy”. Kiedy to zrobiliśmy, udało nam się odnaleźć Doriego Kürschnera, zawodnika MTK, który grał dla Hogana i zastąpił go na stanowisku trenera. Od razu wyłania się tradycja, zapoczątkowana przez Hogana i rozprzestrzeniająca się na całe Węgry. Pomny tego jak piłka rozwijała się w Argentynie, pomyślałem że tu też musiał być podobny protoplasta, który prawdopodobnie pojawił się w kraju w tym samym czasie i przekształcił stare 3-3-5 w europejskie 3-2-2-3, uczynił piłkę bardziej pragmatyczną i wprowadził większą organizację w defensywie. Myślałem, że znalazłem kogoś takiego w Odwróconej piramidzie w osobie Emérico Hirschla, którego tak nazywano w Argentynie. Nie wchodziłem w szczegóły jego życiorysu, ponieważ jego historia wydała mi się bliźniaczo podobna do tej Kürschnera, natomiast podczas prac nad swoją książką o Argentynie, Aniołowie o brudnych twarzach, poświęciłem mu więcej miejsca i tam już historia jest opowiedziana prawidłowo, a w ostatnim wydaniu tak zgodnie z prawdą jak się tylko da. Okazało się, że praktycznie nie grał w piłkę na Węgrzech, tylko na poziomie amatorskim. Nie był zawodowym piłkarzem, skłamał na ten temat. Był sprzedawcą w fabryce salami swojego wujka, a w 1929 wyemigrował do Brazylii, przeniósł się do Buenos Aires i tam dołączył do Hakoah, znanej drużyny syjonistów z Wiednia, która jeździła po Stanach Zjednoczonych w połowie lat dwudziestych i wielu zawodników tam zostało, gdzie założyli nowojorską wersję klubu. W 1929 roku, po kryzysie na Wall Street, brakowało im pieniędzy, więc zorganizowali tournée po wschodnim wybrzeżu obydwu Ameryk i w São Paolo Hirschl spotkał się z nimi, zdobył zatrudnienie jako masażysta i na podstawie tego zbudował historię o tym, że jest trenerem, dzięki czemu dostał pracę w Gimnasia La Plata w Argentynie, tam świetnie mu poszło i nagle cieszył się uznaniem jako jeden z najlepszych szkoleniowców w kraju, a w 1936 roku wygrał ligę z River Plate.

 

Wiedziałem, że muszę zgłębić temat Hirschla, a książkę otwiera odnalezienie grobu jego żony, co jest bardzo emocjonalną sceną. A im więcej go badałem, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że ta cała kultura jest niesamowicie płodna, niesamowicie ważna dla rozwoju futbolu. Jednocześnie dotarło do mnie, że nie jest to tylko historia o piłce, nawet nie historia przede wszystkim o piłce, lecz opowieść o Węgrzech, jak zareagowały na porażkę w I wojnie światowej i rozpad Austro-Węgier, na falę faszyzmu w latach 20. i 30., jak dołączyły do wojny po stronie Hitlera. Potem kontrolę nad krajem przejmuje Związek Radziecki, Węgry trafiają na orbitę Stalina, mają komunistyczny rząd, dochodzi do nacjonalizacji futbolu, a to tworzy osobne problemy. Uświadamiasz sobie wtedy, że to historie o niesamowitej odwadze i ogromnych cierpieniach. Pojawiają się w nich tacy ludzie jak Árpád Weisz, wciąż najmłodszy trener jaki zdobył mistrzostwo Serie A, którą wygrał z Interem i Bologną. Niewielu trenerów sięgnęło po mistrzostwo Serie A dwukrotnie, z dwoma różnymi klubami, a jemu się to udało. I Weisz umiera w Auschwitz.

 

W trakcie badania losów przedstawicieli tej fascynującej i jednocześnie tragicznej piłkarskiej kultury, Wilson natknął się także na inne znakomitości: Są tam też tacy ludzie jak István Tóth, który nie jest Żydem, ale… jest świetnym napastnikiem w barwach Ferencvárosu, potem zostaje trenerem, a po wybuchu wojny dostaje pracę w admiralicji w Budapeszcie, gdzie uzyskuje dostęp do pustych legitymacji, które kradnie i rozdaje żydowskim i komunistycznym przyjaciołom, żeby mogli uciec władzom. Ta historia jest niesamowicie poruszająca. Dowiedziałem się o tym, przeglądając archiwa RSS, zagranicznego biura CIA. Przez krótki czas pracował dla Amerykanów. Istnieją zapisy rozmów radiowych między szefostwem RSS a jego grupą, o wejściu Amerykanów do Węgier, ale Sowieci pierwsi dotarli do kraju. Tóth zostaje zdradzony i spotykają go straszne rzeczy. Myślę, że Tóth jest prawdziwym bohaterem. Nawet teraz, kiedy pójdziesz do synagogi przy ulicy Dohány, częściowo dzięki wysiłkom miejscowych, a częściowo dzięki pracy innych… synagoga sama w sobie jest bardzo poruszającym, bardzo pięknym budynkiem i można w niej zaleźć sporo strasznych informacji o holokauście i tym, jak Żydzi ukrywali się w niej podczas II wojny światowej. Na dziedzińcu jest piękny pomnik poświęcony Żydom, którzy zginęli, a zaraz za nim jest pomnik poświęcony gojom, którzy pomagali Żydom.

 

Ich nazwiska ułożone są w kolumnach, w porządku alfabetycznym, a na końcu znajduje się nazwisko Istvána Tótha, które dodano później. To zasługa innych, ale też zasługa mojej książki. Dlatego kiedy ludzie pytają mnie, czemu piszę książki, uważam, że wskrzeszanie takich historii sprawia, że pisanie jest warte poświęconego czasu. A historia Tótha jest jedną z 12–15 indywidualnych opowieści zawartych w Nazwiskach dawno niesłyszanych. Oczywiście na końcu tej opowieści są ogromne sukcesy reprezentacji Węgier. Wygrywają igrzyska olimpijskie w 1952, docierają do finału mistrzostw świata w 1954 roku, gdzie prowadzą 2:0, ale ostatecznie przegrywają z kadrą RFN. Uważa się, że wczesne lata 50. to „złota era” węgierskiej piłki i jest w tym sporo prawdy… właściwie to prawda, w ciągu 3,5 roku grali genialny futbol, pokonali Anglię 6:3 i 7:1, co było pierwszym dużym szokiem dla angielskiej piłki, bo oto okazało się, że świat nas dogonił. Ale uważam, że to właśnie koniec ery, u której podstaw były dwa kluby: MTK, więc żydowska drużyna niszczona przez faszystów od 1940 roku, oraz Ferencváros, w większości etnicznie niemiecki, nacjonalistyczny, który jest niszczony po przejęciu władzy przez komunistów. Obydwa kluby się odbudowały, ale 10–15 lat po II wojnie światowej miały spore problemy. Wraz z powstaniem węgierskim w 1956 roku, które zamyka książkę, pojawia się sporo znaczących odejść: Ferenc Puskás, Sándor Kocsis, Zoltán Czibor, jak również cała kadra U-21, więc trzy największe gwiazdy i całe następne pokolenie wyjeżdżają z kraju, a problem polega na tym, że dwa filary węgierskiej piłki, MTK i Ferencváros zostały zablokowane i nie pojawią się nowe talenty. Jedno z pytań, na które odpowiedzi Węgrzy szukają od połowy lat 50., brzmi: „Co poszło nie tak? Czemu nie produkujemy piłkarskich talentów, tak jak w latach 50., 40., 30. i 20.?”. Moim zdaniem to główny powód. Dopiero teraz Węgry zaczynają się odbudowywać, zaczęli z niskiego poziomu i nie mogą się zbliżyć do tego z lat 50.

 

Książka Jonathana Wilsona pt. "Nazwiska dawno niesłyszane. Jak złoty wiek węgierskiej piłki ukształtował współczesny futbol" pokazuje prawdziwą wartość piłki nożnej nad Dunajem, dlatego autor cieszy się, że ta lektura ukazała się również na polskim rynku wydawniczym: "to zawsze źródło ogromnej dumy dla pisarza, kiedy jego książka trafia na zagraniczny rynek i zostaje przetłumaczona".

 

Kilkadziesiąt lat temu Węgrzy znajdowali się w centrum piłkarskiego świata i stali się pionierami nowoczesnego futbolu. To była jedna z najbardziej wpływowych generacji w dziejach najpopularniejszej dyscypliny sportowej na naszym globie.

 

Książka Jonathana Wilsona ukazała się w serii #SQNOriginals i jest dostępna na www.labotiga.pl

Skomentuj ten wpis

* Imię
* Email (nie publikowany)
* Komentarz
Przepisz kod